PARK KONTROLI DYSTANSU – OTWARCIE
16 lip 2020 17:00
Park Centralny
„Mit o królu Wirusie”
Dawno, dawno temu – choć nie tak dawno, jak sugerowałyby bajkowe kalendarze, bo jesienią 2019 roku – z otchłani trudno uchwytnej, acz wszechobecnej i osaczającej, zaczął wydobywać się Głos.
Głos był niski, chrypliwy i napawający instynktownym lękiem. Rozbrzmiewał w odległych krainach, za lądami i morzami. Mieszkańcy nie tylko warmińskich, ale w ogóle polskich ziem, mieli wiele powodów, żeby ignorować Głos.
Głos stawał się jednak coraz silniejszy. Mówił wieloma językami, opanowywał całą ziemię i dostępny wszystkim eter – internetu, telewizji, wieści gminnej i gazetowej. Słychać go było w radioodbiornikach, grzmiał ze srebrnych i plazmowych ekranów, przenikał cyfrowe przestrzenie, kreśląc apokaliptyczne obrazy, godne „hiszpanki” i Bruegla. Ludzie zaczynali brać Głos za własny – mówili nim na ulicach, przy rodzinnych stołach, kreśląc wyraźnie granice własnego bezpieczeństwa.
Głos zawiązywał supeł na ich językach, w którym gęstniała cisza odrętwienia.
Głos przemawiał donośne ustami możnych tego świata. Cytowany na łamach gazet, zwielokrotniany na portalach internetowych, obezwładniał umysły. Stał się jedynym światem – dostępnych słów, przeczuwanych obrazów przyszłości i lęków, choć wciąż należał do samozwańczego władcy. Widzieli go nieliczni. Większość wiedziała, że istnieje, choć wierzyć nie chciała. Wiedza i wiara zazwyczaj nie idą w parze.
*
Ludzie za jedną z największych wartości uznawali wolność. O nią walczyli, za nią oddawali życie, o niej pisali poematy i pieśni, wznosili barykady. Buntowali się, kiedy ktokolwiek próbował im tę wolność zabrać. Niewidzialny władca miał jednak plan – wiedział, że terrorem zdoła ludzi uwięzić. Nie pierwszy bowiem to raz, gdy Głos staje się tyranem i strachem w jednej osobie.
Pewnego dnia, a było to zimą roku 2020, Ziemia zadrżała od Głosu: „Zostaniecie w domach! Jeśli nie – grozi wam cierpienie i śmierć!”. Mieszkańcy Ziemi zamknęli drzwi i okna, zamykając też za sobą wolność. Nieliczni przemykający po ulicach, ukradkiem patrzyli na siebie, pełni rezerwy i niepewności. Głos ostrzegał: „nawet sąsiad jest waszym wrogiem. Nikogo nie można być pewnym”.
„Nie zbliżajcie się do siebie!” – grzmiał Głos, więc ludzie rezygnowali z czułości, z bliskiego dotyku dłoni, z ruchu warg i słów, którym zakazano bezpośredniości. Na ulicach unosił się ostry zapach ostrzegawczego płynu. Wszyscy zaczęli umywać ręce. Oko Najwyższej Kontroli – narzędzie tyrana – zdawało się nie dostrzegać wychodzących z „komfortowych” klatek śmiałków. Doskonale jednak penetrowało ludzkie dni powszechnie, człowiecze tęsknoty, marzenia, tłumacząc to stanem wyższej konieczności i dyscypliny.
Tyran, istniejący i niewidzialny, multiplikowany i mnożony seriami nieszczęść wydumanych i realnych, napawał się władzą absolutną. Powoływał zależne ministerstwa, nadzorców i kontrolerów, którzy wprowadzali kolejne sankcje Kontroli Dystansu. Od nazwiska jednego z jego popleczników – inżyniera Wumetra – powstała nawet obowiązująca wszystkich ludzi miara odległości! Szaleństwo despoty było jak wirus, a kolejne rozkazy wykonywano natychmiast:
„Zasłońcie usta i nosy!”
„Dłonie obleczcie w rękawiczki!”
„Niech człowiek nie zbliża się do człowieka!”
Pojawiły się obowiązkowe uniformy dla tych, którzy gnani koniecznością opuszczali swoje Kwarantanniki. I nigdy wcześniej człowiek nie czuł się tak obco na Ziemi, której dotychczas był częścią.
Przyszła wiosna roku 2020. Ludzie tęsknym wzrokiem spoglądali na zieleniącą się trawę i kwitnące za oknami drzewa. Tyran zabronił wychodzenia na spacery, nie pozwalał obejmować się, tulić, trzymać za ręce. Zmienił życie ludzkie w wirtualną grę, cyfrowy artefakt – w sedno awatarowych wcieleń. Zakazał wszystkiego, co sprawiało realną, zmysłową radość. Świat stawał się jałowy i zapośredniczony. Od czasu do czasu ludzkie bojówki dawnej realności – pod postacią rowerzystów, biegaczy, kobiet i mężczyzn, w towarzystwie małych ludzi, dopełniających miarę rodziny, pojawiały się na opustoszałych parkowych duktach, w świetle ulicznych latarń potwierdzały swoją banicję. Mogło się wydawać, że na ich twarzach malowała się dawna beztroska, ale blade, rozbiegane oczy zdradzały niepokój. Rebelianci rozglądali się nerwowo, w obawie przed spotkaniem wysłanników tyrana.
Wraz z nadchodzącym kwitnieniem świata, w ludzi zaplątanych w pajęczynę strachu i izolacji zaczęła wstępować nadzieja. Buntowników na skwerach i w parkach było coraz więcej. Nie patrzyli w ekrany, ściszali radioodbiorniki, zatykali uszy, żeby nie słyszeć Głosu. Śpiewali głośno na balkonach i ulicach, aby dowieść, że istnieją prawdziwie. Życie zaczęło nabierać kolorów i zapachów – jak dawniej. Tyran krzyczał niezmiennie, ale Głos spowszedniał. Do strachu, do siły i groźby można się przyzwyczaić. Poluźnił pęta? Zaplanował coś innego? Radujący się wolnością ludzie nie wiedzieli. Strach przed tyranem tlił się w ich sercach i nikt nie wiedział, czy zmieni się w popiół czy ognisko…
Współpraca: 3D Automation
wstęp
wolny
|